czwartek, 24 października 2013
#112 Jak się dostać na studia w Londynie? - spotkanie w Poznaniu
8 listopada godzina 16:00 m26 Lab (ul. Karola Marcinkowskiego 26) w Poznaniu.
Event na FB
czwartek, 17 października 2013
środa, 14 sierpnia 2013
#110 Zaproszenie na warsztaty! 27.08.13 Sketchbook
27 sierpnia w Poznaniu poprowadzę warsztaty na temat sketchbooków dla projektów w dziedzinie mody ;) wszyscy chętni zapisywać się tutaj: https://www.facebook.com/events/427482587367389/
To świetne uzupełnienie tego o czym pisałem w notatce "Jak się dostać na studia w Londynie" (http://greatstaystill.blogspot.co.uk/p/jak-sie-dostac-na-studia-w-londynie.html) nie da się niestety napisać czym jest sketchbook. Trzeba po prostu przyjść i zobaczyć! Po warsztatach będzie także na pewno okazja aby mnie złapać i pogadać. Zapraszam! ;]
piątek, 9 sierpnia 2013
#109 Miles Aldridge - I Only Want You to Love Me
Miles Aldridge - I Only Want You to Love Me
notatka z wystawy
Miejsca, w których nigdy nas nie było: nie pamiętam, co myślałem. Pomieszczenia, gdzie pot osiada na ciężkim basie pylącego głośnika. Nic już nam nie będzie, mówimy sobie po cichu.
Miles Aldridge at Somerset House
piątek, 26 lipca 2013
Spotkanie z Juergenem Tellerem
czwartek, 27 grudnia 2012
#107 Adam Mazur - Decydujący moment
Więc mam przed sobą Decydujący moment. Antologię, która jak to każda antologia, wzburzy morze głosów o to dlaczego jeden fotograf się tam znalazł, a drugi fotograf się tam zupełnie nie znalazł. Autor Adam Mazur przewidział tę sytuację i we wstępie umieścił całą listę osób, które w tej książce się zupełnie nie znalazły i to nie ze względu na to, że się nie nadają, ale dlatego, że po prostu zabrakło dla nich miejsca z czysto przyziemnych powodów - inaczej książka musiałaby być nienaturalnie ciężka i niewygodna. Wydaje mi się, że próba podjęcia takiego wyzwania jak antologia jest samą w sobie wyprawą nienaturalnie ciężką i niewygodną, więc trzeba się z szacunku lekko ukłonić w stronę odważnego autora, natomiast zaraz potem o tę całą listę nazwisk, które się w tej książce nie pojawiły można by się też pokłócić, ale właściwie to po co?
Jeżeli chodzi o sam pomysł to trzeba zaznaczyć, że podtytuł tej książki brzmi: Nowe zjawiska w fotografii polskiej po 2000 roku. i to tłumaczy wybór autorów i zdjęć do tej publikacji. Nic natomiast nie tłumaczy dlaczego jest to tytułowy decydujący moment, a raczej nic nie tłumaczy w zasadzie użycia tak ważnego dla fotografii sformułowania - aż trudno to przełknąć; kałuża, w którą się wpada.
Mam wrażenie, że samo zadanie tej publikacji - czysto informujące - zostało spełnione. Adam Mazur we wstępie nakreśla co stało się w historii fotografii polskiej po 89 roku aż do współczesności i właściwie zostało mi zaprezentowane mnóstwo faktów, o których wcześniej nie miałem pojęcia. To najważniejsza część tej antologii i powinna być ona rozwinięta. Natomiast tego typu książki nie sprawiają, że zaczynam w fotografii dostrzegać coś więcej lub coś mniej. I można by się pokłócić, ale właściwie to po co?
piątek, 27 kwietnia 2012
#106 FAQ Jak sie dostać na University of the Arts London?
pozdrawiam!
Krzysztof
sobota, 26 listopada 2011
#105 Anne-Celine Jaeger - Image makers. Image takers.
Thames & Hudson (2007)
Otóż przed wami bardzo prosty pomysł: dlaczego by nie zrobić wywiadów z ludźmi, którzy trzymają w rękach współczesny rynek fotograficzny? Jakie to proste!
Więc w tej książce można znaleźć wywiady z fotografami, kuratorami, dyrektorami agencji fotograficznych, wydawcami itd. Pojawiają się takie nazwiska jak Eggleston, LaChapelle, Sorrenti, Corbjin, Diane Dufour czy Kathy Ryan. Oczywiście to ogromna frajda dla każdego kto choć trochę interesuje się fotografią, ale również dla kogoś kto kocha fotografię mody. Zwykle pomija się ten aspekt rynku fotograficznego, skupiając tylko na sztuce i dokumencie. Jednak w tej publikacji możemy się dowiedzieć z ust samego Mario Sorrenti jak wyglądały prace nad kultową kampanią półnagiej nastoletniej Kate Moss dla CK. David Sims powie nam jakiego aparatu zwykle używa, a Ellen von Unwerth opsisze ile kreatywnej wolności ma podczas takich zleceń jak kampania dla Victoria’s Secret. Czy mógłbym chcieć czegoś więcej? Chyba tylko tego, aby wywiady były dłuższe!
#104 Punkt oparcia
Jesteśmy tu już razem kilka lat. Zebrało się was naprawdę dużo (nie na tyle dużo abym dostawał darmowe aparaty do reklam na blogu, ale na tyle dużo abym co jakiś czas wracał do was myślami i czerpał energię z samego faktu istnienia osób interesujących się co mam do powiedzenia). Jako, że w pewnym stopniu jesteście ważni (nie na tyle ważni, abym zapamiętał którekolwiek z waszych imion, ale na tyle ważni aby w ogóle wam się coś należało), należy wam się więc kilka słów wyjaśnień.
Nie robię zdjęć bardzo często. Jestem zniewolony przez organizacyjne i produkcyjne aspekty sesji zdjęciowych. Nie naśladuję innych: zawsze już będę prawdziwy. Jeżeli dla kogoś, to o czym mówię na blogu czasem nie ma najmniejszego sensu, jest to dowodem na brak tego samego sensu w dwóch (prawdopodobnie przeciwstawnych) sobie światach, a nie na brak sensu w świecie tylko jednym i z założenia jedynym. Rozumienie się bowiem, nie powinno być miejscem zgody, ale punktem oparcia – jednym punktem, o który opieramy się, gdy zabraknie nam tchu. Czasem widzę sens tylko w tych krótkich przerwach w życiu; punktach oparcia na skrzyżowaniu dróg dwóch niezgodnych gwiazd.
Wierzę, że jesteśmy podobni tylko czasami (nie na tyle często, aby móc otwarcie przyznać więź, ale chyba czasami, więc nie da się zanegować tego istnienia, mimo że objawia się tylko sporadycznie). Wierzę, że gdy kiedyś rozpocznę kreowanie teorii, zakażę waszą krew, zabrudzę waszą cenną tkankę i zabiorę was ze sobą. Rozumienie się bowiem, nie powinno być miejscem zgody – dzięki możliwości podziału można będzie wreszcie coś połączyć. Wierzę, że dzielę z wami świat.
czwartek, 27 października 2011
#103 Notatka do zdjęcia
Czar-uchwyt. Nie widać już końca, nie widać już srebra. Gdyby kolory mogły występować tylko w postaci płynnej, mielibyśmy nie lada problem: przepustka do raju byłaby snem o malarstwie. Jeśli linią jest światło, a cieniem oddech, moglibyśmy wypełnić wnętrze tego kościoła siecią przypadkowych decyzji: na wzór popękanego lodu. Jaki byłby to piękny obraz, kościół pełen lodu, w którym kolory plączą się ze sobą jak języki. Na dodatek, wszystko z miłości do Pana, z miłości do Boga.
Dziś wydaje mi się, że nigdy już niczego nie zapomnę. Będę pamiętał wszystko, każdy szczegół. Dzięki temu przyszłość będzie łatwiejsza, to jedyny sposób. Przyszłość będzie można kontrolować, na podstawie zanalizowanych sytuacji, w których nie jeden raz czułem się jakby lód był budulcem mięśni mojego ciała: kruszę się w sobie i zapominam kim jestem. Gdy zapamiętam wszystko, łatwiej będzie mi się obronić. Już niczego nigdy nie zapomnę, to jedyny sposób.
sobota, 8 października 2011
# 102 Malcolm Barnard w Polsce
W najbliższy wtorek 11 października Malcolm Barnard, autor książki "Fashion as Communication" będzie gościem festiwalu mody i sztuki w Starym Browarze w Poznaniu! Jest to spotkanie nie do przeoczenia. Jego książka to jedna z podstawowych lektur na LCF.
Art & Fashion Festival Stary Browar, Poznań, godz. 18:30, Słodownia +2, wstęp wolny
piątek, 7 października 2011
#101 The Sartorialist
I dla tych którzy czują, że coś im ten sposób fotografowania przypomina:
piątek, 15 lipca 2011
#100 Zakażenie
Pracuję nad projektem, którego źródłem jest fascynacja Teorią Mody. Szukam ludzi, którzy mają coś ciekawego do powiedzenia w sferze ciała, tożsamości, genderu, historii mody, fotografii, psychologii reklamy, brandingu, pornografii, malarstwa, filmu, kognitywistyki itd. Jeżeli chciałbyś się zaangażować w coś co pozwoli ci rozwinąć twoje zainteresowanie w tych tematach to napisz do mnie na
środa, 13 lipca 2011
#99 Coraz intymniej
Sny powróciły. Słońce zaległo nad Londynem, chociaż jeszcze przez chwilę, zanim przeniknie cię dzień. Skończył się rok, bardzo szybko i bardzo spodziewanie. Skończył się rok i wypada zastanowić się nad tym, czego się nauczyłem.
Rok nie był intensywny, często się przeciągał i dłużył. Często też przeciekał przez palce tak, jak woda przecieka przez włosy modelek. Wciąż można powiedzieć, że był okupiony poświęceniem. Wciąż i wciąż można odnieść się do poświęcenia, ale na pewno nie można powiedzieć, że był intensywny.
Krzysztof Dziamski
Pierwszy rok na uniwersytecie składał się z 3 semestrów i 5 przedmiotów. Dwóch teoretycznych, a reszty praktycznych. Program właściwie obejmuje wszystko co trzeba na początek o fotografii mody wiedzieć. Począwszy od obsługi światłomierza, a na kontaktowaniu się ze środowiskiem modowym skończywszy (to normalne, że np. jednym z twoich zadań jest nawiązanie kontaktu z kimś z branży, składa się to na całkowitą ocenę projektu). Na szczęście nie musimy uczyć się tego jak działa aparat i czym się różni Nikon d300s Od Canona 5KKh cf2 trzecia wersja z 2007 blablabla (zawsze mnie to przeraża gdy ktoś obcy pyta mnie co studiuję, bo po odpowiedzi pada pytanie o historię sprzętu fotograficznego...). Praktyka + teoria. Zwykle są to 2,3 dni po ok. 7 godzin dziennie zajęć. Większość rzeczy do projektów robi się poza tymi zajęciami.
Powtarzam: nauczyciele są niesamowici, całe doświadczenie studiowania na University of the Arts zmienia raz na zawsze. To nie tylko zajęcia, tu chodzi o jakąś wieczną całość. Miałem także okazje przez jakiś czas studiować na Uniwersytecie Adama Mickiewicza i przede wszystkim różnica jest taka, że podejście do studenta jest zupełnie inne. Gdy ma się jakiś problem, to nagle okazuje się, że jest całe grono osób do których można się zwrócić. Jeżeli problem nie jest możliwy do rozwiązania od razu, pomoc otrzymuje się przez cały rok, lub do czasu ukończenia studiów. Nigdy wcześniej nie spotkałem tak oddanych, pracy z młodymi ludźmi, osób. Niesamowite jest być tego częścią.
Sen powrócił, bawi się ze mną, drażni i kusi. Nie mam jak się bronić.
Krzysztof Dziamski
środa, 23 marca 2011
#98 Delikatność przebywania w pustym pomieszczeniu całkiem nago
Powinnyśmy zacząć odczytywać obrazy na nowo i dosłownie. Tak jakby to było wieki temu. Dla nas niewyedukowanych pod kątem czytania Biblii, jaką jest wizualny świat rynku mody i reklamy, Victoria Beckham zakopana w torbie reklamowej Marca Jacobsa byłaby wyrazem ostatecznego zagubienia w konsumpcyjnym gąszczu wyborów. Ona paradoskalnie odnalazłaby spokój: poczulibyśmy to gdzieś podskórnie i skrycie sami chcielibyśmy się ukryć. Aspekt humorystyczny nadaje lekkości i wydźwięk przestaje być już tak dramatyczny i znaczący.
W malarstwie są święci i mają swoje atrybuty, są bogaci ludzie, a ich portrety noszą cechy ich charakteru i majątku. Gałązki oliwne, ręce skute kajdanami, kielichy, baranek, chleb, płonący dom. Jurgen Teller zdaje się mówić, że najważniejszym ludzkim atrybutem jest ciało – to własne, czyli jedyne. Ciało, które odzwierciedla nasze doświadczenia i marzenia.
To jestem ja, a to jest moje dziecko. To jestem ja, dokładnie w tym ciele, a nie w żadnym innym. Patrzcie na mnie, bo to ja, nikt inny. Zupełnie nikt. Teller nigdy nie retuszuje zdjęć, to aż niewiarygodne.
Nagość na jego zdjęciach jest tak silna i tak naturalna, że ubrania wydają się być częścią ciała. Wielu współczesnych teoretyków uważa, że ciało nie może być już naturalnie nagie, że przestaje być nagie a staje się rozebrane. „Nagość” straciła neutralny charakter, teraz jest się bardziej bez ubrania, niż nagim. Juergen robi wszystko aby to zmienić.
Warto tutaj jeszcze raz wspomnieć o tym, że bez ciała nie byłoby mody. Ubrania interpretują modę, a ciało wypełnia ubrania, które pozostawione same sobie stają się puste i opuszczone jak muszle - to bardzo dziwne oglądać ubrania w muzeach; już bez ruchu, bez dźwięku, bez ciała, bez osoby, bez nadanej im tożsamości i charakteru.
Jeżeli ktoś będzie miał kiedykolwiek dostęp do jego książki „Go-sees” to zachęcam niezmiernie! Jest to potężny tom z portretami modeli i modelek, które odwiedzały go w londyńskim studiu. Zdjęcia są niesamowite, a jest ich tyle, że aż to przeraża.
poniedziałek, 31 stycznia 2011
Straciłem zapał.
Może ktoś potrafi mnie zaskoczyć?
środa, 12 stycznia 2011
#97 Biotekstylia; przyszłość mody.
Sonja Baumel zaprezentowała projekt (Nie)widzialnej błony, która byłaby warstwą bakterii żyjących w symbiozie z naszym ciałem i miałaby pełnić funkcję ubrania. Zmieniałaby się autonomicznie pod wpływem zewnętrznych czynników takich jak temperatura, czy kondycja naszej skóry. Sonja mówi w swoim projekcie o korzystnym i kreatywnym połączeniu naszej skóry ze środowiskiem zewnętrznym. Czyli generalnie leżysz sobie, oglądasz Dr. Housa w ciepłym domu i bakterie na twojej ręce zmniejszają swoją objętość. W odwrotnej sytuacji, gdy zapomnisz z domu rękawiczek miejsca najbardziej wystawione na niską temperaturę pokryłyby się grubszą warstwą bakterii, ogrzewając tym samym twoje ciało. Wyglądałoby to mniej więcej jak naprawdę zajebisty tatuaż, który zmienia się wraz z temperaturą twojego ciała. Byłoby to całkowicie bezpieczne, ponieważ bakterie mają być wyhodowane z twojej własnej unikatowej flory bakteryjnej, dokładnie z miejsc na które byś je potem z powrotem umieścił. Prawdopodobnie mógłbyś również modyfikować ich kolor oraz fakturę. Dzięki temu połączeniu nauki i sztuki moda mogłaby być nam jeszcze bliższa, a tym samym stać się większą częścią naszego codziennego życia. Przybrałaby zupełnie nową formę, nigdy w historii wcześniej nie spotkaną.
Emily Crane w swoim laboratorium hoduje materiały, które zapożyczyła z molekularnej gastronomii – hoduje i zamraża bąbelki i składniki pokarmów tworząc w ten sposób akcesoria i ubrania. Dokładniej mówiąc wykorzystuje płyny pochodzenia organicznego, takie jak żelatyna wieprzowa, agar i gliceryna. Koloruje je i nadaje kształty. Emily potrafi dzięki temu temu tworzyć bardzo delikatne, ażurowe wzory, które teoretycznie można i nosić, i jeść.
Podobnym projektem zajmuje się Suzanne Lee, która jest pomysłodawczynią badań pod nazwą Bio-Couture. Suzanne hoduje bowiem celulozę z żywych bakterii, a potem ten materiał bezpośrednio wciska pod maszynę do szycia i tworzy ubrania. Oprócz tego barwi materiały owocami i zieloną herbatą tworząc wzory tekstylne.
Dziewczyny nam się nieźle wkręciły w te hodowle. Ciekawe w jaki sposób rozwiną się te projekty. Podstawą takich działań, jest to, że uzyskane w ten sposób materiały byłyby tak naprawdę najmniej szkodliwe ze wszystkich dostępnych nam dziś sposobów otrzymywania „tkanin”. Wszystko jest na razie w fazie rozwoju i badań, ale zdjęcia wyglądają całkiem obiecująco.
Oprócz własnych bakterii można także oddać część swojej tkanki kostnej i otrzymać biżuterię w ramach projektu Bio-Jewellery. Taką tkankę można pobrać np. z zęba mądrości i zrobić obrączkę lub pierścionek dla partnera. Tobie Kerridge i Nikki Stott tworząc ten projekt, myśleli na początku aby robić z ludzkich kości etui na telefony komórkowe. Dość to radykalny pomysł. Wyobraźcie sobie jak bardzo demonicznie złe i obrzydliwie nieetyczne byłoby odebrać taki telefon opakowany w etui z kości swojej partnerki i ją przez ten telefon o czymś okłamywać lub odebrać w trakcie, o Jezusku, aktu zdrady! Na szczęście autorzy projektu zdecydowali się na bardziej delikatny i sentymentalny produkt, a mianowicie obrączki i pierścionki, głównie dla zakochanych, ale także dla totalnych psycholi, którzy wykręcają twój numer telefonu , a gdy odbierasz słychać tylko ich oddech .
Zostawmy już te ohydne bakterie i przejdźmy wreszcie do odchodów... Chris Ofili to człowiek, który wziął kupę afrykańskiego słonia i namalował tym Matkę Boską... i nie żartował. Do tego otoczył ją zdjęciami cipek wyciętymi z magazynów porno. Wygrał kilka nagród, Saatchi kupił kilka jego obrazów i tak zapewnił sobie bezpieczne miejsce w świecie sztuki. INSA londyński projektant, skupił się na jednym z bardziej kontrowersyjnych elementów z obrazów Chrisa Ofili – na odchodach słoni. Zaprojektował parę butów na 25cm obcasach i platformach wykonanych ze słońskiego łajna. INSA został zaproszony przez jedną z najważniejszych galerii sztuki na świecie Tate Britian aby wziął udział w retrospekcji Chrisa Ofili, która odbyła się na początku zeszłego roku. INSA pojechał do Whipsnade Zoo po kupę dokładnie tego samego słonia, którego Ofili 15 lat wcześniej wykorzystał do swojego słynnego obrazu. INSA swój projekt nazwał „Anything goes when it comes to (s)hoes” parafrazując tekst z piosenki Big Daddy Kanea „Pimpin' ain't easy”. W rzeczy samej.
Lady gaga na zeszłorocznej gali VMA pojawiła się w sukni FRANC FERNANDEZA uszytej z surowego mięsa. Time ogłosił to kreacją roku. Oburzyła tym samym wszystkie grupy społeczne, mniejszości narodowe, niepełnosprawnych, na czele z obrońcami praw zwierząt. Tych ostatnich niepotrzebnie, bo jak sama twierdzi, mięso pochodziło ze zwierząt hodowanych na ubój, więc i tak byłyby zabite. Także luz, pretensji nie ma. Plotki głosiły, że mogła tam być tylko określoną ilość czasu, ze względu na rozkładające się mięso, a tym samym zagrożenie dla ludzi. Jak sama twierdzi miała to być forma manifestu, że ludzie nie są martwą tkanką i że jeśli nie będziemy bronić swoich przekonań staniemy się zwykłym mięsem przyczepionym do kości. Ah, ci Amerykanie... Na pewno nic przyjemnego dla siedzących koło niej osób to nie było. Po tym wydarzeniu zrobiło się głośno wokół firm, które projektują ubrania imitujące ludzką skórę, plastikową biżuterię wyglądającą jak kawałki mięsa itp. Jednak plastik to nie to samo, co prawdziwe mięso, to nie to samo co produkty organiczne, niemal żywe.
Sprawdziłem i jak się okazało, suknia ze świni nie pachnie jak kiełbasa bydgoska. W jednej z londyńskich galerii Deborah Griffin zaprezentowała wystawę na którą składały się różne dzieła sztuki związane ze świnią. Oprócz krzesła ze świńskimi nosami o tytule „Sniff”, czy świńskiej głowy w wannie krwi można było zobaczyć suknię uszytą ze świni. Naprawdę nie wiem, jak to skomentować. Autorka twierdzi, że to nawiązanie do pogłoski, że ludzkie mięso smakuje tak jak mięso wieprzowe. Jest to raczej niesmaczne... niewygodne? Ups.
Jeżeli chodzi o jedzenie Alex Lucka do swoich zdjęć z serii „Food and Beauty” wykorzystał kawałki mięs, ryby, tłuszcz zwierzęcy, szynki, kończyny zwierząt i zwierzęta obdarte ze skóry. Wbrew temu co się nasuwa na myśl efekt jest naprawdę interesujący. Alex skupił się na delikatności form jakie można uzyskać po skonfrontowaniu surowego jedzenia do delikatnych rys twarzy modelki. Dodając do tego wszystkiego naturalny makijaż i bardzo miękkie, rozproszone światło, udało mu się odnaleźć efemeryczne piękno. Nigdy nie pomyślałbym, że mała krówka obdarta ze skóry, może być tak estetycznie i delikatnie bezradna, że chciałbym ją przytulić. I czuję się z tym odczuciem dość dziwnie... Bardzo oszczędne w środkach zdjęcia szukają odpowiedzi na wszechobecny, sztuczny i błyszczący glamur, który zatruwa nasze życie oddalając nas od tego co prawdziwe i bliskie natury. Lub jest to po prostu pojebane.
Dyplomową kolekcję ubrań Hussein Chalayan na kilka miesięcy zakopał. Przez te kilka miesięcy naturalny jedwab zaczął się rozkładać – na końcu projektu mamy do czynienia z ekshumacją: prawo natury i nie tylko proces chemiczny, Także mniej namacalne odwrócenie procesu umierania (bo przecież ekshumował coś co dopiero zacznie ‘żyć’). Do czego można się zbliżyć myśląc o omawianym dyplomie? Brud. Brud jest na pewno tego częścią.
Nie można przestać myśleć, że jedwab zaczął się pod ziemią rozwijać, zamieniać w tkankę. Nie można, mimo że tak naprawdę był to początek procesu destrukcji; oczyszczenia. Tak jakby to, co odnajdziemy po wykopaniu jedwabiu, należało od tej chwili do przeszłości. Mroczna ta kolekcja Chalayana, w której projektant próbował walczyć z czasem. Absolwent Central Saint Martins powołał na nowo do życia jedwab. Dokładnie w taki sam sposób, jak omawiane wcześniej przykłady bakterii, projektant wyhodował tkaninę. W mniej kontrolowany sposób, ale wciąż można powiedzieć, że jego ubranie zaczęło być żywą częścią tego świata.
Więc, gdy pewnego wieczoru, będziesz czekał na swoją dziewczynę, a ta otworzy ci drzwi, nie będziesz w najmniejszym stopniu zdziwiony, że będzie miała na sobie suknie ze świńskich głów. Jakby tego było mało, gdy zarzuci na ramiona sweterek (dziś wieczór taki chłodny!) uszyty z celulozy, a w torebce wyhodowanej z jej własnych bakterii zadzwoni telefon, który będzie opakowany w ochronne etui z twoich kości. Lecz gdy po niego sięgnie, niedbale upuści go na rudy dywan, który jeszcze kilka miesięcy temu był głęboko zakopany pod ziemią. Zanim zdążysz jej podać komórkę, zabrzęczy ona rytmicznie, tańcząc wokół szpilek na koturnach z kupy bengalskiego tygrysa.