środa, 12 stycznia 2011

#97 Biotekstylia; przyszłość mody.

Wyobraź sobie taką sytuację, zapraszasz dziewczynę na imprezę, umawiacie się, że wpadniesz po nią, przychodzisz w pięknej koszuli, pięknych spodniach, nawet masz świeżą paczkę papierosów. Dzwonisz do drzwi, czekasz moment, ona otwiera. Przed tobą ukazuje się, powiedzmy Agnieszka, w seksownej sukience zrobionej ze świni. Po chwili dociera do ciebie słony zapach wędzonego mięsa zmieszany z perfumami Vievienne Westwood – to Agnieszka. Część Aga, ładnie wyglądasz... ale tak naprawdę zastanawiasz się tylko czy twoje raybany będą pasować? Co powiedzą koledzy i byłe dziewczyny? Czy masz uciekać? To prawdopodobnie niedaleka przyszłość. Tyle się kiedyś mówiło o biżuterii z kości słoniowej, tyle się kiedyś mówiło o futrze! Teraz przyszła kolei na materiały organiczne, tkanki, mięso, odchody. Wypada więc zacząć się trochę orientować o co chodzi, kto używa jakich bakterii i takie tam.




Sonja Baumel zaprezentowała projekt (Nie)widzialnej błony, która byłaby warstwą bakterii żyjących w symbiozie z naszym ciałem i miałaby pełnić funkcję ubrania. Zmieniałaby się autonomicznie pod wpływem zewnętrznych czynników takich jak temperatura, czy kondycja naszej skóry. Sonja mówi w swoim projekcie o korzystnym i kreatywnym połączeniu naszej skóry ze środowiskiem zewnętrznym. Czyli generalnie leżysz sobie, oglądasz Dr. Housa w ciepłym domu i bakterie na twojej ręce zmniejszają swoją objętość. W odwrotnej sytuacji, gdy zapomnisz z domu rękawiczek miejsca najbardziej wystawione na niską temperaturę pokryłyby się grubszą warstwą bakterii, ogrzewając tym samym twoje ciało. Wyglądałoby to mniej więcej jak naprawdę zajebisty tatuaż, który zmienia się wraz z temperaturą twojego ciała. Byłoby to całkowicie bezpieczne, ponieważ bakterie mają być wyhodowane z twojej własnej unikatowej flory bakteryjnej, dokładnie z miejsc na które byś je potem z powrotem umieścił. Prawdopodobnie mógłbyś również modyfikować ich kolor oraz fakturę. Dzięki temu połączeniu nauki i sztuki moda mogłaby być nam jeszcze bliższa, a tym samym stać się większą częścią naszego codziennego życia. Przybrałaby zupełnie nową formę, nigdy w historii wcześniej nie spotkaną.



Sonja Baumel




Emily Crane w swoim laboratorium hoduje materiały, które zapożyczyła z molekularnej gastronomii – hoduje i zamraża bąbelki i składniki pokarmów tworząc w ten sposób akcesoria i ubrania. Dokładniej mówiąc wykorzystuje płyny pochodzenia organicznego, takie jak żelatyna wieprzowa, agar i gliceryna. Koloruje je i nadaje kształty. Emily potrafi dzięki temu temu tworzyć bardzo delikatne, ażurowe wzory, które teoretycznie można i nosić, i jeść.


Emily Crane


Podobnym projektem zajmuje się Suzanne Lee, która jest pomysłodawczynią badań pod nazwą Bio-Couture. Suzanne hoduje bowiem celulozę z żywych bakterii, a potem ten materiał bezpośrednio wciska pod maszynę do szycia i tworzy ubrania. Oprócz tego barwi materiały owocami i zieloną herbatą tworząc wzory tekstylne.



Suzanne Lee



Suzanne Lee



Dziewczyny nam się nieźle wkręciły w te hodowle. Ciekawe w jaki sposób rozwiną się te projekty. Podstawą takich działań, jest to, że uzyskane w ten sposób materiały byłyby tak naprawdę najmniej szkodliwe ze wszystkich dostępnych nam dziś sposobów otrzymywania „tkanin”. Wszystko jest na razie w fazie rozwoju i badań, ale zdjęcia wyglądają całkiem obiecująco.

Oprócz własnych bakterii można także oddać część swojej tkanki kostnej i otrzymać biżuterię w ramach projektu Bio-Jewellery. Taką tkankę można pobrać np. z zęba mądrości i zrobić obrączkę lub pierścionek dla partnera. Tobie Kerridge i Nikki Stott tworząc ten projekt, myśleli na początku aby robić z ludzkich kości etui na telefony komórkowe. Dość to radykalny pomysł. Wyobraźcie sobie jak bardzo demonicznie złe i obrzydliwie nieetyczne byłoby odebrać taki telefon opakowany w etui z kości swojej partnerki i ją przez ten telefon o czymś okłamywać lub odebrać w trakcie, o Jezusku, aktu zdrady! Na szczęście autorzy projektu zdecydowali się na bardziej delikatny i sentymentalny produkt, a mianowicie obrączki i pierścionki, głównie dla zakochanych, ale także dla totalnych psycholi, którzy wykręcają twój numer telefonu , a gdy odbierasz słychać tylko ich oddech .










Zostawmy już te ohydne bakterie i przejdźmy wreszcie do odchodów... Chris Ofili to człowiek, który wziął kupę afrykańskiego słonia i namalował tym Matkę Boską... i nie żartował. Do tego otoczył ją zdjęciami cipek wyciętymi z magazynów porno. Wygrał kilka nagród, Saatchi kupił kilka jego obrazów i tak zapewnił sobie bezpieczne miejsce w świecie sztuki. INSA londyński projektant, skupił się na jednym z bardziej kontrowersyjnych elementów z obrazów Chrisa Ofili – na odchodach słoni. Zaprojektował parę butów na 25cm obcasach i platformach wykonanych ze słońskiego łajna. INSA został zaproszony przez jedną z najważniejszych galerii sztuki na świecie Tate Britian aby wziął udział w retrospekcji Chrisa Ofili, która odbyła się na początku zeszłego roku. INSA pojechał do Whipsnade Zoo po kupę dokładnie tego samego słonia, którego Ofili 15 lat wcześniej wykorzystał do swojego słynnego obrazu. INSA swój projekt nazwał „Anything goes when it comes to (s)hoes” parafrazując tekst z piosenki Big Daddy Kanea „Pimpin' ain't easy”. W rzeczy samej.


INSA


Lady gaga na zeszłorocznej gali VMA pojawiła się w sukni FRANC FERNANDEZA uszytej z surowego mięsa. Time ogłosił to kreacją roku. Oburzyła tym samym wszystkie grupy społeczne, mniejszości narodowe, niepełnosprawnych, na czele z obrońcami praw zwierząt. Tych ostatnich niepotrzebnie, bo jak sama twierdzi, mięso pochodziło ze zwierząt hodowanych na ubój, więc i tak byłyby zabite. Także luz, pretensji nie ma. Plotki głosiły, że mogła tam być tylko określoną ilość czasu, ze względu na rozkładające się mięso, a tym samym zagrożenie dla ludzi. Jak sama twierdzi miała to być forma manifestu, że ludzie nie są martwą tkanką i że jeśli nie będziemy bronić swoich przekonań staniemy się zwykłym mięsem przyczepionym do kości. Ah, ci Amerykanie... Na pewno nic przyjemnego dla siedzących koło niej osób to nie było. Po tym wydarzeniu zrobiło się głośno wokół firm, które projektują ubrania imitujące ludzką skórę, plastikową biżuterię wyglądającą jak kawałki mięsa itp. Jednak plastik to nie to samo, co prawdziwe mięso, to nie to samo co produkty organiczne, niemal żywe.



FRANC FERNANDEZ



Sprawdziłem i jak się okazało, suknia ze świni nie pachnie jak kiełbasa bydgoska. W jednej z londyńskich galerii Deborah Griffin zaprezentowała wystawę na którą składały się różne dzieła sztuki związane ze świnią. Oprócz krzesła ze świńskimi nosami o tytule „Sniff”, czy świńskiej głowy w wannie krwi można było zobaczyć suknię uszytą ze świni. Naprawdę nie wiem, jak to skomentować. Autorka twierdzi, że to nawiązanie do pogłoski, że ludzkie mięso smakuje tak jak mięso wieprzowe. Jest to raczej niesmaczne... niewygodne? Ups.




Deborah Griffin


Jeżeli chodzi o jedzenie Alex Lucka do swoich zdjęć z serii „Food and Beauty” wykorzystał kawałki mięs, ryby, tłuszcz zwierzęcy, szynki, kończyny zwierząt i zwierzęta obdarte ze skóry. Wbrew temu co się nasuwa na myśl efekt jest naprawdę interesujący. Alex skupił się na delikatności form jakie można uzyskać po skonfrontowaniu surowego jedzenia do delikatnych rys twarzy modelki. Dodając do tego wszystkiego naturalny makijaż i bardzo miękkie, rozproszone światło, udało mu się odnaleźć efemeryczne piękno. Nigdy nie pomyślałbym, że mała krówka obdarta ze skóry, może być tak estetycznie i delikatnie bezradna, że chciałbym ją przytulić. I czuję się z tym odczuciem dość dziwnie... Bardzo oszczędne w środkach zdjęcia szukają odpowiedzi na wszechobecny, sztuczny i błyszczący glamur, który zatruwa nasze życie oddalając nas od tego co prawdziwe i bliskie natury. Lub jest to po prostu pojebane.



Alex Lucka

Alex Lucka



Alex Lucka


Dyplomową kolekcję ubrań Hussein Chalayan na kilka miesięcy zakopał. Przez te kilka miesięcy naturalny jedwab zaczął się rozkładać – na końcu projektu mamy do czynienia z ekshumacją: prawo natury i nie tylko proces chemiczny, Także mniej namacalne odwrócenie procesu umierania (bo przecież ekshumował coś co dopiero zacznie ‘żyć’). Do czego można się zbliżyć myśląc o omawianym dyplomie? Brud. Brud jest na pewno tego częścią.
Nie można przestać myśleć, że jedwab zaczął się pod ziemią rozwijać, zamieniać w tkankę. Nie można, mimo że tak naprawdę był to początek procesu destrukcji; oczyszczenia. Tak jakby to, co odnajdziemy po wykopaniu jedwabiu, należało od tej chwili do przeszłości. Mroczna ta kolekcja Chalayana, w której projektant próbował walczyć z czasem. Absolwent Central Saint Martins powołał na nowo do życia jedwab. Dokładnie w taki sam sposób, jak omawiane wcześniej przykłady bakterii, projektant wyhodował tkaninę. W mniej kontrolowany sposób, ale wciąż można powiedzieć, że jego ubranie zaczęło być żywą częścią tego świata.



Hussein Chalayan


Hussein Chalayan


Hussein Chalayan




Więc, gdy pewnego wieczoru, będziesz czekał na swoją dziewczynę, a ta otworzy ci drzwi, nie będziesz w najmniejszym stopniu zdziwiony, że będzie miała na sobie suknie ze świńskich głów. Jakby tego było mało, gdy zarzuci na ramiona sweterek (dziś wieczór taki chłodny!) uszyty z celulozy, a w torebce wyhodowanej z jej własnych bakterii zadzwoni telefon, który będzie opakowany w ochronne etui z twoich kości. Lecz gdy po niego sięgnie, niedbale upuści go na rudy dywan, który jeszcze kilka miesięcy temu był głęboko zakopany pod ziemią. Zanim zdążysz jej podać komórkę, zabrzęczy ona rytmicznie, tańcząc wokół szpilek na koturnach z kupy bengalskiego tygrysa.

2 komentarze:

ladytobe pisze...

wow, trochę jednak hardkor, pachnie buffalo bill'em ..;)
pozdrawiam

sadowska65@gmail.com pisze...

bardzo ciekawy tekst, choć wrażenie, a raczej wyobrażenie odpychające.jednak foty ilustrujące temat bardzo estetyczne.szczególnie przekonująco wyglądają prace huseina chalayana-wykopaliska archeologiczne,określić ten proces jako postarzanie- to za mało, to właściwie ożywienie martwej natury.dziękuję