wtorek, 7 lipca 2009

#35 Tom Ford Private Blend Tobacco Vanille


Tom Ford Tobacco Vanille,
czyli Central Saint Martins i London College of Fashion




nasz Tom Ford Tobacco Vanille


Codziennie, pięć dni w tygodniu od 10 do 16. Praca, praca jak każda inna. Na zmywaku. Po prawie dwóch bezowocnych miesiącach szukania pracy związanej z fotografią, trzeba było podjąć szybką decyzję: marazm i coraz większa dziura finansowa przytłaczały coraz mocniej. Więc na zmywak najszybciej. Polepszyło się, owszem, ale tylko na kilka tygodni. Później rutyna, wstawanie, zimno, budzik, sweter, metro, mars, dzwonek. I tak wciąż. Kuchnia, w której pracowałem miała okno z widokiem na jakąś szkołę. Zawsze dużo ludzi na papierosie. Nigdy się nie przyglądałęm, nie było po co, nie było czasu. Ale kiedyś rozmawiając z Anthony’m, jednym z kucharzy, pytam co to za budynek. On mówi, że szkoła. Ja pytam jaka. On mówi, że artystyczna. Ja, że aha. Podszedłem do okna żeby się przyjrzeć. A jak się nazywa? Central Saint Martins – on spokojnie odpowiada. Chyba żartujesz, odpowiadam prawie krzycząc. Okazało się, że dzień w dzień myjąc naczynia spoglądałem na ciężkie mury CSM. To było jak znak.

Miasto Marzeń potrafi się troszczyć, potrafi upokorzyć i uzależnić. Oddech energii, ciepły dotyk w środku zimy. Później, w przerwach w pracy przyglądałem się oknom, gdy już było ciemno i światła w salach paliły się cicho. Oglądałem wykładowców i studentów. Oglądałem zdjęcia na ścianach, plamy, wszędzie plamy od farb. Oglądałem jak malują obrazy, jak skupieni pochylają się nad manekinami.

Nie potrzeba mi było dużo czasu aby się ogarnąć i przypomnieć po co tu przyjechałem. Szybkie pomysły, pożyczona kasa, pomoc przyjaciela. Short Course zabukowany. Żeby studiować w Królestwie muszę umieć rysować. Więc zabukowałem Beginners Drawing. Prowadziła ten kurs Alice White. Przedstawiła proces rysowania z perspektywy, o której wcześniej nie miałem pojęcia. Bardzo się angażowała i wszystkim udzielała się jej energia, gdy ze wzrokiem szaleńca mówiła o delikatnym balansie pomiędzy światłem, a cieniem . Niesamowita osoba, która otworzyła mój umysł na kolejne artystyczne doświadczenia. W trakcie kursu, przez cały czas skupialiśmy się na nagim ciele. Nie ma nic bardziej skomplikowanego i bardziej pięknego niż ludzkie ciało. Gdy trzeba to oddać na kartce, gdy taki obraz musi przejść przez twoją rękę prosto na papier trzeba się na tym ciele skupić, trzeba ciało dokładnie obserwować, trzeba ciało poczuć. Można spytać po co komu rysowanie, jeżeli chce się studiować fotografię? Otóż dla mnie te kilka spotkań na CSM miały ogromne znaczenie. Uświadomiłem sobie jak bardzo ludzkie ciało jest perfekcyjne, jak wielu elementów w ogóle nie zauważałem, jak wiele mi wcześniej umknęło. Mogę śmiało stwerdzić, że część winy ponosi moment w którym żyję, promuje się określony typ ludzkiego ciała. Więc tak naprawdę często mimowolnie zapominam, że wszystko czym się nas karmi jest wykreowane, a oczywiście nie pozowały nam osoby z wybiegów, specjalnie właśnie po to aby zwrócić uwagę na cechy charakterystyczne u danej osoby. Zmieniło się moje podejście do nagiego ciała niemal całkowicie.

Potem pracę straciłem. I przyszedł list. List z datą interview. Rozpoczęły się szalone dwa tygodnie w których codziennie przez około 10 godzin dziennie rysowałem. Brudny od tuszu, od kredy, zmęczony witałem moją dziewczynę, która wracała z pracy i widziała mnie z tym samym zdenerwowanym wzrokiem, że nie zdążę. W głowie wibrowało mi zdanie "at least two sketchbooks".


noc przed interview


Te perfumy towarzyszyły mi prawie każdego dnia. Gdy wstawałem do pracy, gdy pracę straciłem. W dusznym metrze, podekscytowany jadąc na kolejne spotkanie z Alice, a także gdy w stołówce London College of Fashion czekałem na tutorów tuż przed interview razem z dwudziestoosobową grupą, w której ja byłem jedynym facetem. Lubię używać jednych perfum przez długi czas, aby potem któregoś dnia poczuć je zupełnie przypadkiem, aby przypomnieć sobie bardzo dokładnie co czułem w tamtym okresie. Zdjęcia mają podobną właściwość, ale działają bardziej na wyobraźnię, w przeciwieństwie do perfum, które przenikają ciało.




autoportret, pod sam koniec, gdy miałem już dość


Dziś 7 lipca, moja dziewczyna* użyła tych perfum, gdy wychodziła do pracy. Dawno ich nie czułem. Nie są przeznaczone na lato, gdy temperatura osiąga 30 stopni Celsjusza, ale dzisiejszy dzień w Mieście Marzeń jest chłodny, a nad ludźmi czuwa gruba warstwa chmur. Wróciły wszystkie wspomnienia. Wróciły nerwy, zimno i ekscytacja.


*moja dziewczyna jest absolutnie uzależniona od perfum, wie o nich prawie wszystko, ma ich całe mnóstwo i robi takie akcje np. odróżnia syntetyczne składniki od naturalnych; siłą rzeczy więc zwracam na perfumy większą uwagę niż przeciętny fotograf

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

znam te buteleczke!

dagna pisze...

pójdę jutro po drodze do pracy powąchać jak Ci tam pachnie

pozdrawiam